wtorek, 11 lutego 2014

Ja i dziwny świat


  Tak samo jak tego posta nazwałam mój tekst, który jest trochę felietonem, trochę esejem, w każdym razie zebraniem moich wywodów dotyczących świata :) Powstał już jakiś czas temu, kiedy miałam wenę do pisania i powędrował sobie na konkurs. Szkolny konkurs, przegląd twórczości uczniów. Nie było konkretnego tematu, więc postanowiłam, że dam mój tekst, a co mi szkodzi! Nie zajął żadnego miejsca, przegrał z nieszczęśliwą miłością. Ale postanowiłam podzielić się nim z Wami i zamieścić go na blogu, więc proszę bardzo :)

                    Ja i dziwny świat


   Bo tak naprawdę, to kim ja jestem? Co takiego mogę o sobie powiedzieć? Jestem jak każda przeciętna nastolatka, choć niewątpliwie od każdej takowej się różnię. Wychowałam się na wsi z prawami miejskimi w otoczeniu sięgających do nieba bloków, w których mieszkają moi przyjaciele. Spędziłam dzieciństwo, wspinając się po drzewach i krzycząc „Pobite gary!” podczas niejednej zabawy. Kiedy byłam mała, komputery jeszcze nie były tak popularne i nikt nie potrzebował ich do szczęścia. Zamiast wirtualnych znajomych, miałam prawdziwych przyjaciół, zamiast gier na konsolę- własną wyobraźnię, która tworzyła lepsze obrazy niż najlepsi graficy świata. Każdego dnia akompaniował mi dźwięk polskich piosenek z lat 80-tych i 90-tych. Tak bardzo żałowałam, że nie urodziłam się tych kilka lat wcześniej. Przeboje De Mono, Prefectu, Dżemu czy Bajmu towarzyszyły mi i moim przyjaciołom podczas każdej zabawy. Tacy już byliśmy. Jakby z innych czasów. A to wszystko za sprawą naszych rodziców.
    Czasami nadal żałuję, że naprawdę nie jestem z innych czasów. I choć trudno było mi uwierzyć, iż opowieści mamy o kilometrowych kolejkach, żywności wydawanej na kartki, godzinie policyjnej i czasach PRL-u były prawdziwe, to jednak nigdy nie zniechęcały mnie do cofnięcia się w czasie. Bo świat, w którym żyję tak bardzo mnie dziwi. Z dnia na dzień coraz bardziej. Bo co to za świat, gdzie o wartości człowieka decyduje marka butów, które nosi? Gdzie człowieka ocenia się po tym, co ma, a nie jaki jest? Gdzie indywidualność uważana jest za dziwactwo?
     Ludzie walczą o swoje miejsce na tym jakże dziwnym świecie. Szukają właściwych dróg, którymi będą podążać. Podejmują decyzje, kierując się śmiesznymi wartościami. Do tego zmusza ich teraźniejszy świat. Nakłania do wiecznej walki o byt. Jest jak podstępny szatan, siedzący na ramieniu. A co tam! Trzeba patrzeć na siebie! A człowiek jak takie naiwne, bezmózgowe stworzenie słucha tych dobrych rad. I patrzy na siebie, nie zwracając uwagi na innych, po czym zastanawia się, skąd tyle zła na tym świecie. I ogólnie jest w porządku, dopóki wszystko idzie po jego myśli. Gorzej jednak, kiedy w pewnym momencie powinie się noga, a komuś innemu się uda. Co wtedy robią fani markowych butów, zjadacze chleba z „Biedronki” i pozerzy, których życie polega na imponowaniu sąsiadom? Zazdroszczą. Bo jak to tak? Jemu się udało, a mi co? Takie to życie niesprawiedliwe! Przemawia przez nich zawiść i żal, bo szatan, siedzący na ramieniu tyle obiecywał, a tu klaps!
     Niektórzy powiedzą, że kiedyś też tak było. Ale oczywiście, że było, przecież nie mówię, że nie. Kiedyś również ludzie zazdrościli, patrzyli na siebie nawzajem i zastanawiali się, co powie sąsiad. Ktoś inny powie, że system się zmienił, że władza taka i co tu zrobić? No co tu zrobić? Przecież pieniądze z nieba nie spadną, a na buty za pół tysiąca, najnowszy telefon i wakacje all inclusive trzeba mieć. Z racji tego, że wszystkiemu winni są system i władza, którą sami sobie wybraliśmy, należy porzucić kraj i wyjechać. A później państwo Kowalscy zapominają, kim są. Zapominają, jak mówi się po polsku i udają Wielkie Państwo z Wielkiego Świata. W końcu dobrze zarabiają i korzystają z życia. Jednak bardzo często zapominają też wspomnieć, co takiego w tym Wielkim Świecie robią. Najczęściej okazuje się, że są wyzyskiwani, a jednocześnie uważani za wyzyskiwaczy przez prawdziwych obywateli państwa, do którego wyjechali. Ale czy kiedykolwiek przyznają, że jest im źle? Oczywiście, że nie. Będą udawać, bo co by ludzie powiedzieli, gdyby się dowiedzieli, że Janek Kowalski, co to jeszcze niedawno na kolei pracował, teraz wcale nie jest żadnym asystentem prezesa w firmie budowlanej? Chyba że nazywa tak pracę murarza na budowie. 
     Podobnie zachowują się państwo Iksińscy, tylko że oni zostali w kraju. Pani Zosia pracuje w jednym z niewielu pozostałych państwowych zakładów pracy, jakiejś fabryce, pan Staszek jest natomiast strażakiem. Musi być dzielnym mężczyzną, ratuje ludzi, gasi pożary, pomaga powodzianom. Państwo Iksińscy mają dwójkę dzieci: córkę i syna. Wiadomo, dzieci tak jak wszyscy koledzy z klasy chcą mieć drogie telefony, markowe ubrania i te nieszczęsne buty za pół tysiąca. Rodzice starają się sprostać oczekiwaniom swych pociech, zatem oszczędzają, by nazbierać na te wszystkie rzeczy. Robią zakupy w najtańszych sklepach. Ich wybór pada oczywiście na wszechobecne współcześnie markety. Bo tam najlepiej, najtaniej, najwygodniej. Jadą do „Biedronki” albo innego zwierzątka i wydają swoje ciężko zarobione pieniądze, ciesząc się, że zaoszczędzili. Później pani Zosia wraca z pracy i narzeka, iż zakład bankrutuje, bo nie ma popytu na produkowane przez niego rzeczy. Zastanawia się, dlaczego. Przecież każdy potrzebuje papieru czy mydła. Oczywiście, że potrzebuje, ale kupuje to, tak samo jak pani Zosia zresztą, w marketach, a te ulubione markety (w większości zagraniczne) papier i mydło sprowadzają ze swojego kraju, a nie z zakładu, w którym pracuje pani Zosia. Popyt więc spada, bezrobocie rośnie, rodzima gospodarka upada, skarb państwa ubożeje, bo nie ma komu płacić podatków. Przecież zagraniczne przedsiębiorstwa tego robić nie muszą. Winny wszystkiemu jest jak zwykle system albo władza, a najczęściej to jedno i drugie. Ot, takie życie!

    Nadal nie odpowiedziałam sobie na pytanie zadane na początku; dotyczące mojego jestestwa. I zapewne jeszcze długo tego nie zrobię. Jak na razie wiem jedynie, że jestem dziwna. Często tęsknię za tym, co było, mając nadzieję, że jeszcze będzie lepiej, że świat się zmieni i że wszyscy Kowalscy i Iksińscy nauczą się powiedzieć "nie", gdy inni mówią "tak", tak jak zachęcają do tego autorzy jednej z  piosenek mojego dzieciństwa.



Bycie innym od całej reszty naprawdę nie jest złe! Tylko i wyłącznie dzięki naszym odmiennościom jesteśmy jedynymi w swoim rodzaju edycjami limitowanymi. Na świecie nie ma drugiej takiej Erin, nie ma też takiej samej Silver, Lily też jest jedna jedyna. Na świecie nie ma nikogo takiego jak Wy! Dlatego, jeśli myślimy inaczej na dany temat niż wszyscy dookoła, to nie oznacza to, że jesteśmy buntownikami, chodzimy z kapturem na głowie, krzycząc, że nikt nas nie rozumie, ale to znaczy to, że mamy swoje zdanie i nie wstydzimy się tego, co sprawia, że jesteśmy wersjami bez możliwości skopiowania.

Pamiętajcie, że różnie bywa, ale dopóki walczycie, jesteście zwycięzcami!
Erin

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawie piszesz :)

    Klikniesz u mnie w linki do ubrań w najnowszym poście? Poinformuj mnie o tym w komentarzu :D
    powerlesss.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń