Ja i dziwny świat
Bo tak naprawdę, to kim ja jestem? Co takiego mogę o sobie powiedzieć?
Jestem jak każda przeciętna nastolatka, choć niewątpliwie od każdej takowej się
różnię. Wychowałam się na wsi z prawami miejskimi w otoczeniu sięgających do
nieba bloków, w których mieszkają moi przyjaciele. Spędziłam dzieciństwo,
wspinając się po drzewach i krzycząc „Pobite gary!” podczas niejednej zabawy.
Kiedy byłam mała, komputery jeszcze nie były tak popularne i nikt nie
potrzebował ich do szczęścia. Zamiast wirtualnych znajomych, miałam prawdziwych
przyjaciół, zamiast gier na konsolę- własną wyobraźnię, która tworzyła lepsze
obrazy niż najlepsi graficy świata. Każdego dnia akompaniował mi dźwięk
polskich piosenek z lat 80-tych i 90-tych. Tak bardzo żałowałam, że nie
urodziłam się tych kilka lat wcześniej. Przeboje De Mono, Prefectu, Dżemu czy
Bajmu towarzyszyły mi i moim przyjaciołom podczas każdej zabawy. Tacy już
byliśmy. Jakby z innych czasów. A to wszystko za sprawą naszych rodziców.
Czasami nadal żałuję, że naprawdę
nie jestem z innych czasów. I choć trudno było mi uwierzyć, iż opowieści mamy o
kilometrowych kolejkach, żywności wydawanej na kartki, godzinie policyjnej i
czasach PRL-u były prawdziwe, to jednak nigdy nie zniechęcały mnie do cofnięcia
się w czasie. Bo świat, w którym żyję tak bardzo mnie dziwi. Z dnia na dzień
coraz bardziej. Bo co to za świat, gdzie o wartości człowieka decyduje marka
butów, które nosi? Gdzie człowieka ocenia się po tym, co ma, a nie jaki jest?
Gdzie indywidualność uważana jest za dziwactwo?
Ludzie walczą o swoje miejsce
na tym jakże dziwnym świecie. Szukają właściwych dróg, którymi będą podążać.
Podejmują decyzje, kierując się śmiesznymi wartościami. Do tego zmusza ich
teraźniejszy świat. Nakłania do wiecznej walki o byt. Jest jak podstępny
szatan, siedzący na ramieniu. A co tam! Trzeba patrzeć na siebie! A człowiek
jak takie naiwne, bezmózgowe stworzenie słucha tych dobrych rad. I patrzy na
siebie, nie zwracając uwagi na innych, po czym zastanawia się, skąd tyle zła na
tym świecie. I ogólnie jest w porządku, dopóki wszystko idzie po jego myśli.
Gorzej jednak, kiedy w pewnym momencie powinie się noga, a komuś innemu się
uda. Co wtedy robią fani markowych butów, zjadacze chleba z „Biedronki” i
pozerzy, których życie polega na imponowaniu sąsiadom? Zazdroszczą. Bo jak to
tak? Jemu się udało, a mi co? Takie to życie niesprawiedliwe! Przemawia przez
nich zawiść i żal, bo szatan, siedzący na ramieniu tyle obiecywał, a tu klaps!
Niektórzy powiedzą, że kiedyś
też tak było. Ale oczywiście, że było, przecież nie mówię, że nie. Kiedyś
również ludzie zazdrościli, patrzyli na siebie nawzajem i zastanawiali się, co
powie sąsiad. Ktoś inny powie, że system się zmienił, że władza taka i co tu
zrobić? No co tu zrobić? Przecież pieniądze z nieba nie spadną, a na buty za
pół tysiąca, najnowszy telefon i wakacje all
inclusive trzeba mieć. Z racji tego, że wszystkiemu winni są system i
władza, którą sami sobie wybraliśmy, należy porzucić kraj i wyjechać. A później
państwo Kowalscy zapominają, kim są. Zapominają, jak mówi się po polsku i udają
Wielkie Państwo z Wielkiego Świata. W końcu dobrze zarabiają i korzystają z życia. Jednak
bardzo często zapominają też wspomnieć, co takiego w tym Wielkim Świecie robią.
Najczęściej okazuje się, że są wyzyskiwani, a jednocześnie uważani za
wyzyskiwaczy przez prawdziwych obywateli państwa, do którego wyjechali. Ale czy
kiedykolwiek przyznają, że jest im źle? Oczywiście, że nie. Będą udawać, bo co
by ludzie powiedzieli, gdyby się dowiedzieli, że Janek Kowalski, co to jeszcze
niedawno na kolei pracował, teraz wcale nie jest żadnym asystentem prezesa w
firmie budowlanej? Chyba że nazywa tak pracę murarza na budowie.
Podobnie zachowują się państwo Iksińscy, tylko że oni zostali w kraju.
Pani Zosia pracuje w jednym z niewielu pozostałych państwowych zakładów pracy,
jakiejś fabryce, pan Staszek jest natomiast strażakiem. Musi być dzielnym
mężczyzną, ratuje ludzi, gasi pożary, pomaga powodzianom. Państwo Iksińscy mają
dwójkę dzieci: córkę i syna. Wiadomo, dzieci tak jak wszyscy koledzy z klasy
chcą mieć drogie telefony, markowe ubrania i te nieszczęsne buty za pół
tysiąca. Rodzice starają się sprostać oczekiwaniom swych pociech, zatem
oszczędzają, by nazbierać na te wszystkie rzeczy. Robią zakupy w najtańszych
sklepach. Ich wybór pada oczywiście na wszechobecne współcześnie markety. Bo
tam najlepiej, najtaniej, najwygodniej. Jadą do „Biedronki” albo innego
zwierzątka i wydają swoje ciężko zarobione pieniądze, ciesząc się, że
zaoszczędzili. Później pani Zosia wraca z pracy i narzeka, iż zakład
bankrutuje, bo nie ma popytu na produkowane przez niego rzeczy. Zastanawia się,
dlaczego. Przecież każdy potrzebuje papieru czy mydła. Oczywiście, że
potrzebuje, ale kupuje to, tak samo jak pani Zosia zresztą, w marketach, a te
ulubione markety (w większości zagraniczne) papier i mydło sprowadzają ze
swojego kraju, a nie z zakładu, w którym pracuje pani Zosia. Popyt więc spada,
bezrobocie rośnie, rodzima gospodarka upada, skarb państwa ubożeje, bo nie ma
komu płacić podatków. Przecież zagraniczne przedsiębiorstwa tego robić nie
muszą. Winny wszystkiemu jest jak zwykle system albo władza, a najczęściej to jedno
i drugie. Ot, takie życie!
Nadal nie odpowiedziałam sobie na pytanie zadane na początku; dotyczące
mojego jestestwa. I zapewne jeszcze długo tego nie zrobię. Jak na razie wiem jedynie,
że jestem dziwna. Często tęsknię za tym, co było, mając nadzieję, że jeszcze
będzie lepiej, że świat się zmieni i że wszyscy Kowalscy i Iksińscy nauczą się powiedzieć "nie", gdy inni mówią "tak",
tak jak zachęcają do tego autorzy jednej z piosenek mojego dzieciństwa.
Bycie innym od całej reszty naprawdę nie jest złe! Tylko i wyłącznie dzięki naszym odmiennościom jesteśmy jedynymi w swoim rodzaju edycjami limitowanymi. Na świecie nie ma drugiej takiej Erin, nie ma też takiej samej Silver, Lily też jest jedna jedyna. Na świecie nie ma nikogo takiego jak Wy! Dlatego, jeśli myślimy inaczej na dany temat niż wszyscy dookoła, to nie oznacza to, że jesteśmy buntownikami, chodzimy z kapturem na głowie, krzycząc, że nikt nas nie rozumie, ale to znaczy to, że mamy swoje zdanie i nie wstydzimy się tego, co sprawia, że jesteśmy wersjami bez możliwości skopiowania.
Pamiętajcie, że różnie bywa, ale dopóki walczycie, jesteście zwycięzcami!
Erin
Bardzo ciekawie piszesz :)
OdpowiedzUsuńKlikniesz u mnie w linki do ubrań w najnowszym poście? Poinformuj mnie o tym w komentarzu :D
powerlesss.blogspot.com
Dziękuję :) Kliknę. Pozdrawiamy :)
Usuń