niedziela, 2 lutego 2014

"Zielone drzwi"

  Witajcie Kochani! Chwilę nas tu nie było, ale to przez ten natłok szkolnych obowiązków (przynajmniej w moim przypadku). Dzisiaj przybywam z kolejną recenzją. Za dwa tygodnie rozpoczynają się u nas ferie. Wytrwamy!

   Moim ulubionym współczesnym polskim autorem jest pani Kasia Grochola- na pewno znacie. Powołała do życia jakże sławną wśród polskich kobiet- Judytę, bohaterkę "Nigdy w życiu!", "Ja wam pokażę!", "A nie mówiłam!". Pani Kasia napisała też mnóstwo innych książek. O jednej z nich opowiem Wam właśnie teraz :)

   "Zielone drzwi" to tytuł autobiograficznej powieści pani Kasi, która tak naprawdę ma na imię Ania. Książka została wydana w 2010 roku i jest zbiorem osobistych przeżyć oraz wspomnień autorki. Pisarka przybliża nam wszystkie wydarzenia ze swojego życia. Podróż po życiowych etapach rozpoczyna od wspomnień z czasów dzieciństwa. Opowiada o zabawach z ukochanym kuzynostwem, o kłopotach, jakie sprawiała swoim rodzicom, o tym, że była bardzo niegrzeczna i nie lubiła się uczyć.

  Przed rozpoczęciem szkoły kilka razy się przeprowadzała. W końcu jej domem stała się Warszawa. Od małego lubiła pisać. Prowadziła dzienniki, pamiętniki, pisała nowele i opowiadania. Pierwszą osobą, która dostrzegła talent małej Ani (która kazała się nazywać Kasia) była jej polonistka ze szkoły podstawowej. Po ukończeniu podstawówki, rozpoczęła naukę w liceum. Uczęszczała do klasy humanistycznej i już wtedy chciała zostać pisarką. Najpierw jednak planowała skończyć medycynę. Jej klasa miała miano najbardziej niegrzecznej w całej szkole. Pani Kasia opisuje tutaj wybryki swoich kolegów, żarty, jakie robili nauczycielom i życie zwykłego licealisty w czasach PRL-u. Opowiada o szkolnych znajomych: Beacie, która miała "niewyparzony język"  i o Jacku- koledze z ławki. W liceum zaprzyjaźniła się z dziewczyną, z którą chodziła do klasy- Marysią. Jej rodzice jednak zabraniali córce zadawać się z Grocholą; twierdzili, że Kasia sprowadza ją na złą drogę. Marysia wcale nie przejmowała się zakazami rodziców i w dalszym ciągu trzymała się z Kasią. Pani Kasia szczególnie dobrze wspomina ostatnią klasę szkoły średniej, kiedy to przyszedł czas na maturę. Kasia chciała pisać fizykę i chemię. Mimo tłumaczeń mamy i nauczycielki, postawiła na swoim, napisała maturę z tych przedmiotów i jej nie zdała. Była zła z tego powodu- planowała przecież iść na medycynę. Jej mama stwierdziła jednak, że i tak by się nie dostała, bo nie ma znajomości. W tamtych czasach tak było- żeby dostać się na medycynę, trzeba było mieć znajomości i dobrych przyjaciół dookoła. A ani Kasia, ani jej rodzice takowych nie posiadali. Istniała jeszcze jedna ewentualność- punkty, które można było zbierać przez, na przykład, pracę w szpitalu. Młoda Kasia, bardzo zdeterminowana i gotowa na walkę o osiągnięcie celu, podjęła pracę salowej w jednym z warszawskich szpitali. Zdecydowała ponownie zdawać maturę i tym razem jej się to udało.

  Podczas niedługiej kariery w szpitalu poznała Małgosię, która tak samo jak ona, była salową i zbierała punkty. Ta praca bardzo zmieniła panią Grocholę. Dzięki niej pani Kasia uświadomiła sobie wiele rzeczy. Po roku jednak zwolniła się- nie mogła wytrzymać wszechobecnej obojętności, przedmiotowego traktowania pacjentów, pomiatania nią samą. Bardzo przeżywała też śmierć każdego pacjenta. Nie uzbierała tyle punktów, ile trzeba i na medycynę się nie dostała. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić, więc rozpoczęła kurs pisania na maszynie. Niedługo potem poznała swojego przyszłego męża, wzięła ślub i wyjechała do Libii, mimo protestów rodziców. Kasia była buntowniczką, zawsze musiała postawić na swoim, ale umiała wyciągnąć wnioski z każdego popełnionego błędu. W Libii urodziła córkę- Dorotkę. Tam też poznała mężczyznę, z którym nawiązała romans. Wróciła do Polski, rozwiodła się i razem z Dorotką zamieszkała u rodziców. Wtedy też zaczęła pisać "na poważnie". W mieszkaniu rodziców powstały opowiadania do pierwszego zbioru- "Podanie o miłość". Kasia zerwała znajomość z mężczyzną, dla którego wróciła do kraju i zaczęła pracę w firmie, gdzie pisała na maszynie. W tym samym czasie rozpoczęła kolejną walkę w swoim życiu-tym razem z nowotworem. Dorotka miała wtedy cztery latka. Kiedy Kasia zmagała się z chorobą, jej córką opiekowali się dziadkowie. Rodzice pani Kasi bardzo jej wtedy pomogli. Grochola długo biła się z nowotworem. Życie uratował jej kolega ze szkolnej ławy- Jacek. Wtedy poznała dwie najlepsze przyjaciółki- Olę i Justynę. Pani Kasia wreszcie pokonała chorobę i zdecydowała wybudować dom. Z pomocą Oli, rodziców i Doroty oraz ekipy budowlanej z Tatr, postawiła domek w Milanówku. Tak wspomina ten czas: "Kiedy przyjechałam pod dom z gwoździami i lampą, górale przestali do mnie mówić: Pudelku, a zaczęli: proszę pani". Kasia była szaloną kobieta! Nie bała się wyzwań i co najważniejsze, nigdy się nie poddawała. Wtedy też zaczęła pisać książki. Stworzyła Judytę i sprzedała jej trochę swojej historii. N
ajpierw jednak napisała "Przegryźć dżdżownicę", gdzie opisała walkę z chorobą.

  "Zielone drzwi" to książka o życiu. Zwykłym, normalnym. O życiu w Polsce w XX wieku. Odnajdziemy w niej dużo tego, co polskie i znane tylko Polakom, trudności, jakie niosło za sobą życie w czasach komunizmu, naszą polską historię. "Zielone drzwi" to opowieść o normalnej kobiecie z takimi samymi problemami, jakie ma każdy. O walce ze światem, ze sobą samym, z systemem, o miłości. O tym, że zawsze trzeba walczyć do końca o swoje marzenia, o swoje własne życie. Książka wzrusza, ale też nastawia optymistycznie.

   "Najciekawsze scenariusze pisze życie, a "Zielone drzwi" są tego najlepszym dowodem."

Dopóki walczycie, jesteście zwycięzcami!
Erin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz