niedziela, 12 stycznia 2014

"47 roninów"

Jak pisała Erin, w sobotę byłyśmy w kinie no i oczywiście na zakupach. Ja się skupię na zjawiskach, mających miejsce za drzwiami sali kinowej...
Postanowiłyśmy zobaczyć z dziewczynami film "47 roninów" w reżyserii Carla Rinscha. 
Widziałyśmy zwiastun i naszą pierwszą reakcją było "JEDZIEMY NA TO".
Jest on oparty na wydarzeniach z 1702 roku, rozgrywających się w Ako, w Japonii.  
Film łączył kilka wątków m.in. wierność i obowiązki samurajów wobec swojego pana, losy "mieszańca", który zakochał się w córce lorda, a także magia, która nadała całemu filmowi ciekawego wymiaru.
Akcja rozgrywa się w XIII-wiecznej Japonii. Panuje tam lord, który przygarnia znalezionego chłopca-Kaia (Keanu Reeves). Kiedy dorasta okazuje się, że jest niezwykłym wojownikiem. Jednak ludzie biorą go za demona, nie ufają mu.
Zły splot zdarzeń sprawia, że ginie lord, co powoduje, że władcą staje się główny zły bohater- Kira. Ma on koło siebie wiedźmę potrafiącą rzucać złe czary, zamieniać się w lisy i smoki...
Samurajowie zabitego lorda nie godzą się służyć nowemu przywódcy, przez co zostają wygnani. Stają się roninami.
Po roku jeden z nich Oishi postanawia pomścić swojego pana. Zbiera towarzyszy, w tym Kaia, który nie chce dopuścić do ślubu ukochanej Miki ze złym Kirą. Razem jest ich 47. Żeby przeciwstawić się lordowi muszą zdobyć broń, są więc zmuszeni udać się do miejsca, z którego Kai uciekł jako dziecko. 

Gdy już tam są Oishi zostaje poddany ciężkiej próbie- nie może dobyć miecza widząc mord swoich towarzyszy oraz syna...
Czy ją zda ? Sami musicie sprawdzić ;)

Moim zdaniem nie ma sensu opowiadać Wam całego filmu. Sami powinniście go zobaczyć.
Według mnie film nie był zły. Przybliża reguły panujące w XIII-wiecznej Japonii, o których nie miałam pojęcia i które mnie zaskoczyły. Jednak osobiście uważam, że można go było zrobić o niebo lepiej.

Po pierwsze, jeżeli realizuje się już film oparty na legendarnej historii to, powinien pokazywać więcej z nią związanych faktów i skupić się głównie na niej.

Po drugie, zaciekawiła mnie na plakacie postać Ricka Genesta, a tak bardziej popularnie- Zombie Boya, pomyślałam, że skoro już widnieje na plakacie, to będzie tam grał jakąś znaczącą postać, a jak już zobaczyłam że trzyma rewolwer to wogóle będzie się działo. A tu co ? Pojawił się na jakichś belkach, zeskoczył, powiedział jedno zdanie i na tym skończyła się jego rola. Kompletnie nie pojmuje!!! Mógł chociaż kogoś uderzyć, czy coś.


Po trzecie i chyba najważniejsze, EFEKTY SPECJALNE !!!!! Taki film. Nie mogę tego przeżyć. Reżyser miał takie pole do popisu. No takie pole, że nie mogę. Japonia. Samurajowie. Wiedźma. Wojownicy. Smoki. Nieistniejące stworzenia. I to wszystko w 3D. A jedyne co zrobiło na mnie wrażenie, to jak wojownicy, którzy wychowali Kaia, podczas próby  Oishiego zabijali jego towarzyszy, no i rzecz jasna wiedźma, która moim zdaniem była tam jedną z najciekawszych postaci. 

To jest tylko i wyłącznie moje zdanie ;) Jeżeli macie jakieś inne przemyślenia na temat tego filmu to piszcie w komentarzach, chętnie poczytam  :D 


Aha i jeszcze jedno.... 
Czy nie uważacie, że Basho jest bardzo podobny do Bombura, z filmu "Hobbit". Wogóle jeżeli w jakiejś produkcji jest motyw wyprawy, jest taki jeden grubiutki i zabawny towarzysz ;) ja tam obu lubię nie ważne, czy są z miasta leżącego u stóp Ereboru, czy z Japonii ^_^        
         

 Pamiętajcie, dopóki walczycie jesteście zwycięzcami !!!
                                                                                      Silver ;**




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz